Rola i maska
Filozofowie, zarówno ci dyplomowani, jak i ci domorośli, dyskutują od lat o męskości. Tej idealnej i tej faktycznej. Na temat jej toksyczności, jej kryzysie, jej zbyteczności, jej koniecznej ewolucji.
Co dobrego dla mężczyzn wynika z tych dyskusji?
Nic.
Powodem jest błędne podejście do tematu: bycie mężczyzną nie jest rolą, którą można napisać od nowa, ani maską, którą można zdjąć i zamienić na inną.
Esencja i potencjał
Bycie mężczyzną wynika ze splotu bezsprzecznych faktów biologicznych i psychicznych, poprzedzających wpływ środowiska, wychowania, kultury czy samoświadomości.
Inaczej mówiąc, męskość rozumiana jako zdolności fizyczne i poznawcze, instynkt i emocje, predyspozycje i potrzeby jest zakodowana w genach każdego mężczyzny.
Nieudacznik i wirtuoz
Męskość jest wrodzona. Aż tyle i tylko tyle. Jak w przypadku wielu innych cech czy talentów, można być lepszym lub gorszym w byciu mężczyzną. I nie wolno tego mylić z byciem dobrym czy złym mężczyzną. Wielki aktor może być skończonym łajdakiem, a sumienny urzędnik najgorszym tchórzem.
Męskość w podstawowym rozumieniu jest amoralna. Męskim, czyli dobrym w byciu mężczyzną bywa i święty, i łajdak, jeśli korzysta umiejętnie z męskich atrybutów czy też, jak mawiali starożytni, z męskich cnót.
Nowe-stare spojrzenie
W kolejnych wpisach przedstawię cechy, które składają się na uniwersalne pojęcie męskości. Wierzę, że powrót do korzeni przyczyni się do przywrócenia ładu w dyskusji o najważniejszym temacie współczesności.